Mój drugi blog, tym razem nie-tematyczny, poprawność publicystyczną sobie odpuszczam ;P Jest to zwyczajny pamiętnik, więc piszę jak mi się podoba.

"I like living. I have sometimes been wildly, despairingly, acutely miserable, racked with sorrow, but through it all I still know quite certainly that just to be alive is a grand thing"
Agatha Christie

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

$ $ $


No więc moje życie wygląda aktualnie zupełnie inaczej niż jeszcze 4 tygodnie temu. Aż dziwne jak wiele może się zmienić tak szybko. Na początku strasznie mnie te zmiany zdołowały, nie bardzo wiedziałem co mam robić dalej, co będzie ze mną, z moją przyszłością, z moją rodziną itd. Zdawało mi się, że gładko wejdę w dorosłe życie, ale jednak owe niespodziewane komplikacje pokrzyżowały mi plany.

Wszystko zaczęło się od tego, że rodzice powiedzieli mi iż zamykają na dobre firmę. Z ‘jakiegoś powodu’ ludzie w Polsce przestali ostatnio wydawać tak chętnie pieniądze i moim moim rodzicom produkcja przestała się opłacać. Tak więc powoli będą likwidować firmę, zwalniać ludzi, sprzedawać maszyny itd. I raczej nie znajdą już pracy gdzie indziej; są prawdę mówiąc dość starzy i od lat nie pracowali w swoich zawodach :/ Liczą się z tym, więc sprzedają również mieszkanie w centrum miasta, także pieniądze na jakieś tam życie powinni mieć. Mam wrażenie, że czują się trochę winni, że nie dali rady zarabiać do końca mojej i braci edukacji; chcą zwolnić parter i poddasze domku i zrobić tam dwa mieszkania dla dwójki z nas.
Jednym słowem okazało się, że bardzo szybko muszę stanąć na własne nogi i całą zmianę od początku do końca sfinansować samemu co w ogóle nie jest łatwe w mojej sytuacji. Czemu?
Po pierwsze; BARDZO trudno znaleźć pracę w moim zawodzie. Może się to ludziom spoza branży wydawać dziwne, ale kompletnie nie ma teraz pracy dla architektów. A jak już jest, to dla takich co mają X lat stażu i umieją obsługiwać 15 programów. Poza tym nie ma zleceń. Szukałem przez 3 tygodnie już nie stażu płatnego, ale chociaż bezpłatnych praktyk i nie mogłem znaleźć! Biura są w takich sytuacjach, że nawet nie mają po co brać kogoś do roboty za free. Należy też wspomnieć, że jak już się do biura dostaniesz, to zarabiasz 1300-1500 zł. To jest śmieszna kwota za to co robią architekci.
Anyway, znalezienie jakiejkowiek pracy to jedna sprawa. Jest jeszcze druga. Jak(jeśli) już znajdę pracę i zacznę zmianę, nie każde biuro będzie chciało mnie trzymać. Mam sporo % szans, że wylecę jak powiem, że zmieniam sobie płeć, bo pracodawca ma do wybory sto innych osób o takich samych kwalifkacjach (albo lepszych), więc po co ma jakiegoś oszołoma trzymać w biurze. W zasadzie mogę wylecieć z dowolnej pracy, nie tylko ze związanej z architekturą. A znaleźć potem coś nowego? Praktycznie nie możliwe; jak zaczynasz hormony, wyglądasz ni tak ni tak, albo jak facet, a masz stare dane (przez ok 2 lata jeśli wejdzie te rozporządzenie z Unii). Z czego masz się w tym czasie utrzymywać? Zasiłek dla bezrobotnych? A jak nie masz gdzie mieszkać, bo rodzina nie chce cię trzymać? Tst nie jest drogi, ale jakim cudem nazbierać 7 tyś na ‘jedynkę’, (której niektóre sądy wymagają do zmiany danych)? Nie da się. Chociaż pracując na 1,5k też się nie da (moje życie kosztuje obecnie 1,1-1,2k miesięcznie razem ze stancją, przy czym raczej oszczędzam).
Jest jeszcze opcja żeby wyjechać za granicę, pracować przez rok-dwa i wrócić po Pl z kasą i wtedy zrobić zmianę, ale po pierwsze to jest rok-dwa w plecy (bo zawsze jest szansa i nadzieją, że  jednak uda się zmianę zrobić jakoś tam pracując), po drugie wypadam z zawodu. U nas jest tak, że jak się jest out przez jakiś czas to strasznie ciężko wrócić (zwłaszcza bez doświadczenia zawodowego).

Także w taki oto niewesoły sposób wygląda moja najbliższa przyszłość. I chyba tak to jest jeśli musi się na całą zmianę zapracować samemu. Nie mam nic do ludzi, którzy otrzymują pomoc od rodziców itd, ale czasami myślę jak oni mieli kurwa dobrze i czy w ogóle zdają sobie sprawę z tego... I jakie życie potrafi być niesprawiedliwe.
Taa... Ja tymczasem siedzę bezradnie i obawiam się o przyszłość. Myślałem, że zmianę zacznę zaraz po studiach no ale wychodzi nieco inaczej...


sobota, 9 kwietnia 2011

Wkurw

Miałem wkleić inną notkę, którą z resztą napisałem po kryjomu siedząc w biurze gdzie mam praktyki, ale dziś coś we mnie pękło i nie mam ochoty pisać o pracy i pieniądzach. W ogóle nie mam ochoty na nic, poza tym żeby zasnąć i obudzić się w zupełnie innej rzeczywistości, jako ktoś inny. 
W zasadzie dziś wieczorem zaczęło się wszystko od kilku uwag An, ale zbierało się to we mnie od dłuższego czasu. Znacznie dłuższego.
Crush… Po prostu crush. System przeciążony, can’t take any more of this shit. Spędziłem pół pierdolonej godziny na bezsilnym płaczu, oblewając twarz wodą żeby zmyć to wszystko z siebie, nie wiem dokładnie co…
An znowu żartował ze mnie, że taki gejowy jestem niby. Mówiłem mu już wiele razy, że nie sprawia mi przyjemności słuchanie czegoś takiego, ale jemu najwidoczniej sprawia przyjemność żartowanie w ten sposób.  Wcześniej mówiłem mu o tym jak podchodzę do swojej orientacji i że nie chce być uważany za geja, bo nim nie jestem. Że nie mam nic do nich, ale nie chcę być tak nazywany ani postrzegany. Nie czuję się jednym z nich. I co mi powiedział? „Daj spokój, oboje wiemy, że jesteś homo”. Potem znowu zacząłem myśleć o tym jak bardzo muszę być beznadziejny i że nie dziwię się, że mam rosnącą niechęć do gejów, jak się zawsze nasłucham. Kiedyś tak nie było, teraz coraz częściej się irytuję. No i potem uniosłem się, moim zdaniem nie wiele, ale jak zawsze kurwa An wziął to do siebie i sobie poszedł. Już w dupie to miałem, nawet cieszyłem się że zniknął. Już myślałem tylko o jednym; nie chcę być żadnym pierdolonym gejem, nienawidzę tego, nie chcę mieć z tym nic wspólnego, zostawcie mnie w spokoju! A jeżeli jestem faktycznie? Jeżeli preferencję do M tylko ukrywam za niby pociągiem do kobiet? Dlaczego muszę mieć tak przejebane? Dlaczego nie mogę być normalny, nie wyróżniający się niczym? Jeszcze zapewne wchodzi w to wszystko zazdrość, o to co oni mają, a ja nie i wkurw, że za takie zero uważają kaemów. Że tylko pierdolone chuje się dla nich liczą.
Nie wiem dlaczego mam z tym taki problem. Niektórzy homo kaemi wydają się zadowoleni ze swojej preferencji. Ja osobiście uważam, że dla mnie to całkowita siepa, nie mając przy tym nic do samej homo orientacji i będąc świadomym, że lubię chłopaków i chciałbym się im podobać (ale kobietom też! Głównie!). Na co dzień staram się nie myśleć za dużo,  ale dziś byłem skrajnie rozwalony i załamany, bezsilny, z wyjebem na całe popaprane życie. Miałem dość tego, że jestem jakimś jebanym transem (bo do tego też nie lubię się przyznawać ani o tym rozmawiać). Wyszedłem z łazienki i pomyślałem, że to za wiele dla mnie, że łatwiej być normalną hetero laską. Że może przekonam się w takim właśnie momencie, że poszukam starych ubrań w kartonie, że spojrzę w lustro i zobaczę odpowiedź… ale nawet nie tknąłem kartonu. Nie potrafiłem wziąć do ręki ani jednej gównianej rzeczy.
Nie wiem co jest grane. ‘Im dalej w las’, tym mniej chcę żeby inni mieli mnie za jakiegoś pedała. Tym bardziej nie znoszę tego jak wyglądam. Tym mniej wiem co ze sobą zrobić, bo widzę na co siebie skazuje. Mam już taki chaos w głowie pisząc to, że nie mam pojęcia co o sobie myśleć... Chcę się znieczulić i obudzić w innej rzeczywistości, jako ktoś inny. Bo to jest poważny konflikt; lubić coś i jednocześnie nienawidzić za to, że to lubisz. 

Forgive, że nie odpiszę nikomu dziś, ale już 3:30 praktycznie, a ja jutro znowu mam dzień od samego rana wypełniony : /