Mój drugi blog, tym razem nie-tematyczny, poprawność publicystyczną sobie odpuszczam ;P Jest to zwyczajny pamiętnik, więc piszę jak mi się podoba.

"I like living. I have sometimes been wildly, despairingly, acutely miserable, racked with sorrow, but through it all I still know quite certainly that just to be alive is a grand thing"
Agatha Christie

czwartek, 24 lutego 2011

I love you, Kilian and Adam!

W drugim obrazu właśnie nr 5, czyli zwykła matematyka :D Tylko pokazana inaczej i na to trzeba wpaść. A w pierwszym obrazku to faktycznie, Zoe chyba ma racje. Każda ze ścian powtarza się 2 razy, a jedna zostaje zupełnie pominięta i trzeba dobrać taką figurę, która też ją pomija. Jakby wziąć odp 1, to jedna ściana powtórzy się 3 razy. Ale oficjalnych odpowiedzi jeszcze nie dostałem ;P Psycholog się ociąga, ale narobiła mi innych testów, tym razem głównie na pamięć wzrokową i pamięć do liczb. Co to ma do TSu to ja nie mam pojęcia. 

@Em, też się zastanawiam do czego mierzenie wszystkich możliwych rodzajów inteligencji, ale ja myślę, że nawet jeśli wypadniesz przeciętnie, to niczego to nie zmieni. Zdaje się, że oni tak tylko chcą to mieć, by wiedzieć z jakim rodzajem osoby mają do czynienia. 

@Wendigo, chyba też zaczynam lubić „nic nie robić” xD To trochę niebezpieczne, bo potem ciężko będzie się zmobilizować i znowu do pracy przyzwyczaić.
Do tego maja już nie tak daleko, a w Niemczech pewnie dobrze zarobisz i odbijesz za te kilka miesięcy co zostały. A jeśli Ci się tam spodoba, to zostaniesz? 

@Zoe, oczywiście, że Cię z niebieskiego kojarzę :] I muszę przyznać, że akurat z tej garstki osób, które uznałem za ciekawe i z którymi mógłbym faktycznie w realu o czymś porozmawiać. Nie pytaj mnie jak mogę wyciągać takie wnioski po kilku wpisach na forum, bo nie wiem, ale mam takie coś, że szybko potrafię zdecydować np. czy kogoś bym polubił czy nie, czy ktoś ma w sobie coś interesującego. Rzadko się mylę >;]

 ____________________________

Ostatnio coraz bardziej zaprząta mi głowę skończenie opowiadania, którego pierwszą część zacząłem pisać tak dawno temu. Jakby się zastanowić… to był chyba 2009 rok? Brzmi aż nierzeczywiście, ale faktycznie. Zacząłem je pisać jeszcze zanim dowiedziałem się o TS i właściwie to dzięki temu opowiadaniu znalazłem info o trans, trochę przez przypadek, skacząc po różnych linkach. Od tego się wszystko zaczęło. 

Zastanawiam się czy pisanie wtedy o związku M+M nie było dla mnie formą wyładowania narastającej frustracji, płciowego niezadowolenia itd. Przecież to opowiadanie jako pierwsze w mojej historii było pisanie z perspektywy 1wszej osoby, wszystkie poprzednie miały narratora tzw. wszechwiedzącego. Ale tu nie, wszedłem w głowę faceta i z jego perspektywy opowiadałem o wszystkich zdarzeniach. Wchłonęło mnie to. 73 strony skończyłem w 2 miesiące (to dla mnie rekord). Potem pisząc, np. na gadu, miałem problemy, żeby znowu przestawić się w tryb żeński xD I strasznie głęboko przeżywałem wszystko o czym pisałem.

An do tej pory mówi, że te opowiadanie to jedna wielka przenośnia tego, co się ze mną działo. Opowieść o odnajdywaniu siebie, wychodzeniu ze stagnacji i życia zmierzającego do nikąd. O odkrywaniu swojej orientacji seksualnej, o uczeniu się życia na nowo. Pisząc to wtedy zupełnie nie miałem takiego zamiaru, żeby się z czymkolwiek rozliczać, ale jakby się zastanowić, trochę tak właśnie wyszło. Dwaj główni bohaterowie to tak naprawdę odbicia dwóch moich stron osobowości i aż dziwne, że tak skrajne przypadki mieszczą się w jednej głowie :) Kilian; roztrzepany, spontaniczny, pewny siebie, artysta, hedonista, uzależniony od alkoholu. Adam; zagubiony paranoik, perfekcjonista, egoista, któremu brakuje odwagi, żeby przeżyć życie po swojemu. Obu ich łączy ogromna wrażliwość i zamiłowanie do piękna.
An zawsze mówił, że ja zdecydowanie bardziej przypominam Adama (akurat wybór mojego imienia nie jest związany z opowiadaniem, ale kto wie – może podświadomie :] ). Łączy mnie z nim masa cech, nawet zupełnych drobnostek. Coś chyba w tym jest, choć Adam z opowiadania to bardziej dawny ja. Dopiero kiedy ewoluuje w drugiej części, zaczyna bardziej przypominać mnie obecnego. Ale to w drugiej części, której ofc nie mogę skończyć -_-

Często zastanawiałem się którego z tych facetów ja sam wybrałbym sobie na chłopaka. I słowo daję, do tej pory nie mam pojęcia. Kilian jest „nieprzyzwoicie przystojny” (jak powiedział o nim sam Adam), ciepły i czuły, niepoprawnie radosny, z młodzieńczym duchem, potrafiący walczyć o swoje i o to, na czym mu zależy. Dla swojej miłości zrobiłby wszystko. Jeśli cierpi, to po cichu, we wnętrzu, nikomu niczego nie pokazując. Adam to mój ulubiony typ delikatnego, absolutnie uroczego blondyna, którego od razu chce się przygarnąć i nim zaopiekować (a potem rozebrać xD). Kiedy się uśmiechnie, masz pewność, że na ten uśmiech zasłużyłeś. To facet, którego nie łatwo zadowolić, sam wymaga wiele od siebie i chce coś osiągnąć.
 Heh, dobrze, że nie muszę wybierać i mam ich obu, haha xD No i nie potrafię się z nimi rozstać. Chyba dlatego nie mogę skończyć drugiej części; bo tak naprawdę nie chcę. To trochę jak kiedyś pisząc inne opowiadanie, na koniec zabiłem jednego z głównych bohaterów i słowo daję, łzy mi z oczu poleciały. Przywiązuje się do tego co stworzę.
Z drugiej strony wiem, że powinienem skończyć to pisać. Jeśli faktycznie to dla mnie forma autoterapii, poszukiwania ,czy czegokolwiek, to powinienem zamknąć ten rozdział. Postaram się. Tymczasem, zamiast pisać, robię różne szkice, portrety postaci. Z dwóch nawet jestem zadowolony. To jak wyglądają Kilian i Adam pod koniec 2giej części, czyli 4 years later :D Kilian wydoroślał, ściął włosy, ale nadal utrzymuje trochę rockowy styl. Adam znowu w marynarce i z krawatem :] ale już bardziej pewny siebie i z tym uśmiechem od którego Kilian od razu ma ochotę powiedzieć mu „jestem twój” :] Po prostu muszę to wrzucić na bloga jako ważną część wspomnień :) 






czwartek, 17 lutego 2011

Psycholog / eeg

@ Wendigo
To jest genialny pomysł, o ile w urzędzie to przejdzie. Boję się, że jednak mogą być kłopoty, bo nie chcieli mnie nawet zarejestrować w czasie oczekiwania na wyniki rekrutacji na studia. Ale koniecznie pogadam o tym z rodzicami, może coś więcej będą wiedzieli jak się takie coś załatwia. Właśnie, Ty teraz szukasz pracy?

@ Lawless
Do szkoły muzycznej chodzisz, tak? I wiesz, z tym wolnym to trochę co innego, jak masz wolne-wolne (np. ferie) a co innego jak masz wolne, w które powinieneś coś robić, a jak nie to wracasz do domu, bo siedzisz bezczynnie. A u mnie to by się wiązało z przerwaniem diagnozy, która już na dobre się toczy.

@ Em
Taa, umrę z nudów albo z trollowania przed kompem. W PL raczej nie przejdzie uczenie języków czy korki, rynek jest wypełniony, wiem, bo mam trochę znajomych w tym temacie. Te CV to zrobię, gorzej z port folio :/

@ GftB.
Zaskoczyłaś mnie niesamowicie tym co napisałaś wcześniej. Czy mogę prosić o napisanie chociaż kilku słów o tym jak to było? W sensie czy fajnie, czy się układało? Przepraszam, że pytam o coś tak osobistego, ale… no nie wiem, wydaje mi się to ważne, by dowiedzieć się jak kaemi się odbierani na tym poziomie.



Właściwa część notki.
Wiedziałem, że siedzenie do późna na kompie kiedyś źle się skończy… Zaspałem dziś na wizytę do psychologa, bo wczoraj gadałem z kolegą (który z resztą myśli, że jestem kolegą) o założeniu nowej gildii na WoWie (tak, poza mną pewnie nikt nie wie o co chodzi ;D). A co do grania jako chłopak na necie, to mój brat się już wkurza (gra ze mną), bo musi się pilnować żeby pamiętać, że ja „udaję chłopaka” i nie wsypać mnie przed naszymi netowymi znajomymi. On oczywiście nie wie dlaczego „udaję”. Na szczęście jest prostym człowiekiem i nie szuka dziury w całym. Kiedyś, jak mu powiedziałem jak ma się zwracać do mnie w grze, zapytał: „co ci odwaliło żeby udawać faceta?” Ja: „Bo tak mi się podoba. Nie chcę żeby brali mnie za dziewczynę” On: „ja pierdole, ludzie to sobie lubią życie komplikować…”   I koniec tematu xD

W każdym razie miałem na 8:30 do psycho, a obudziłem się o 8. Musiałem wyłączyć budzik przez sen xD   A moje miasto jest rozległe i sam przejazd tramwajem zajmuje mi 30 minut, a jeszcze muszę do tramwaju dojechać autobusem. Także… fail. Zadzwoniłem do babki, powiedziała że i tak mam przyjść to mi test da do zrobienia.
Jest pewna bardzo piękna rzecz w byciu chłopakiem. Można w 10 minut od momentu wstania być całkowicie gotowym do wyjścia. Nie ubierasz się w kupę dziwnych ubrań, tylko wciągasz spodnie byle jakie, Tshirt pierwszy z brzegu, sweter jakikolwiek, włosy są krótkie, więc ich nawet nie czeszesz, twarz ochlapiesz wodą, umyjesz zęby i wsio. I co najciekawsze, wyglądasz dobrze :D Fuckin love it.

Wyników z MMPI jeszcze nie miała, dała mi za to test Ravena.
Test matryc Ravena (test matryc progresywnych) – służy do pomiaru poziomu inteligencji ogólnej. Dzięki temu testowi uzyskuje się informacje o wartości u danej osoby tzw. czynnika g, ogólnego czynnika inteligencji. Test ten diagnozuje tzw. inteligencje niewerbalną niezależną od doświadczenia osoby badanej, jej wykształcenia, pochodzenia itp. Sprawdza on zdolności jednostki do dedukcji oraz zdolność do logicznego myślenia, zauważania zasady ciągłości wzorów (skala A) dostrzegania analogii pomiędzy parami figur (skala B), progresywnych zmian wzorów (skala C), przestawiania figur (skala D), rozkładania figur na elementy (skala E).

Można go znaleźć w necie, ale tu zwracam się do planujących zmianę; raczej nie róbcie go wcześniej niż u psychologa, bo drugi raz to nie to samo :D
W każdym razie babka dała mi pierwszą stronę z pierwszym obrazkiem i kazała uzupełnić brakujący fragment. Początkowo pomyślałem, że jaja sobie robi, bo odpowiedz była tak banalna, że poczułem się jak debil, że w ogóle muszę się czymś takim zajmować. I większość obrazków taka była, ale potem zrobiło się trudniej. Tu jest jeden, w którym nadal nie wiem o co chodzi. Ktoś może mi powie? xD



A ten już miałem zostawić z rezygnacją i oddać test, aż mnie w ostatniej sekundzie olśniło :D



A parę dni temu robili mi eeg. Kobieta założyła mi taką siatkę elektrod na głowę i miałem sobie leżeć przez 15 minut, a ona monitorowała jak działa mi mózg. O mało tam nie zasnąłem xD Trochę mnie rozbudziło, jak mi zaczęła migać lampką po oczach (prawdę mówiąc myślałem, że mi głowa wybuchnie, jak Kennemu w odcinku South Parka o planetarium:D) Jedna tylko rzecz mnie drażni w tych badaniach; już trzeci raz musiałem zdejmować wszystkie kolczyki, a to jest trochę pracy, bo te specjalne niby piercingowe trudno się zakłada  ;P
Wyniki za 2 tygodnie. Jutro genetyk.

czwartek, 10 lutego 2011

Server crush

Wczoraj cały mój dotychczasowy porządek świata runął w gruzach.

Przyjechałem do miasta gdzie studiuję żeby oddać ostatnią pracę i dostać brakujący wpis, co załatwiłem szybko i sprawnie. Na uczelni spotkałem jeszcze koleżankę, której pomogłem jeszcze z jakąś pierdołą. Powiedziała mi, że jest już nowy plan zajęć, na semestr letni. Czym prędzej popędziłem pod dziekanat.
Przyznam, myślałem, że może na tym ostatnim semestrze, na piątym roku, będziemy mieli niewiele zajęć; jakieś 5 przedmiotów maksymalnie, może seminaria no i jakieś konsultacje z promotorem, co by było mało, bo wcześniej mieliśmy po 35 godzin zajęć tygodniowo. A teraz daliby nam jakieś 15 godzin i by był git.
Kiedy jednak stanąłem pod planem zajęć, zatkało mnie. Dosłownie. Wszystkie plany jakie miałem sypnęły się w jedną sekundę. Patrzyłem na tą kartkę i nie mogłem uwierzyć…
JEDYNE zajęcia jakie mam mieć, są w piątek. Są to konsultacje w mojej katedrze dyplomującej. Reszta tygodnia zupełnie wolna.

Do mieszkania wracałem w dziwnym stanie, nie wiedząc co ze sobą teraz zrobić. Od ponad pięciu lat miałem zaplanowany każdy dzień i zapełniony każdy weekend. Zapierdzielałem jak debil żeby utrzymać się na studiach i mieć jeszcze w miarę dobre oceny. Nie miałem w ogóle czasu dla siebie, na rozwijanie jakiegokolwiek hobby, na sport, na imprezy… Musiałem świetnie zarządzać czasem żeby zdążać z pracą na studia, jeszcze się z kimś czasem spotkać, robić zakupy, gotować sobie samemu, wrócić do domu na weekend itd. Ale moje życie miało rozkład, jakiś rytm, plan. Wiedziałem co po kolei robić żeby iść do przodu, myśleć przy tym za wiele nie musiałem.
A teraz zostałem z ogromną kupą czasu, którą nie mam pojęcia czym wypełnić. Nie mogę tak siedzieć przez cały tydzień przed kompem i tylko na 4 godzinki raz w tygodniu wpadać na studia. Zwłaszcza, że rodzice płacą grubą kasę za to żebym miał tu gdzie mieszkać. Mam wrócić do domu i tylko przyjeżdżać na jeden dzień (bo tak też można)? Nie chcę mieszkać na tej wiosce, nie chcę słuchać jak rodzice mówią do mnie po imieniu itd. Z resztą na tym zadupiu ciężko znaleźć jakąkolwiek pracę.
Więc chyba zostanę tu. W moim pierwotnym planie było rozwijanie znajomości programów graficznych, do wizualizacji itd. To mogę robić, ale to mało. Chciałem załapać się do jakiegoś zakładu fryzjerskiego, poprosić żeby mnie czegoś pouczyli, ja bym tam „stażował” zupełnie za free. Ale to by miało sens tylko jeśli miałbym pół tego czasu jakim dysponuje. A tak to i rodzice będą niezadowoleni i mi szkoda trochę czasu jeśli mogę podjąć jakąś pracę i zarobić (jak ja już chce mieć własne pieniądze!). Mogę też iść na staż (też za free) do jakiegoś biura projektowego i zbierać już doświadczenie, ale to nudy no i nie mam $ za to.

Muszę mieć jakiś plan... Nie chcę zmarnować tego czasu jaki mi został przed ostatecznym zamknięciem mojej nauki.

czwartek, 3 lutego 2011

Co ty wiesz o samotności?

Jak ja to robię…? Jak robię to, że nigdy nie jestem sam?

Nie wiem co to jest samotność. Nie mam pojęcia o tym co to znaczy być samemu, opuszczonym przez wszystkich. Kiedyś, w latach mojego niezbyt szczęśliwego dojrzewania zdawało mi się, że jestem samotny, bo nikt mnie nie rozumie, bo jestem jakiś inny i nigdzie nie umiem się odnaleźć. Ale gówno prawda – zawsze obok mnie byli życzliwi ludzie gotowi mnie wesprzeć. Musiało tylko do mnie dotrzeć, że ważniejsze jest to, że są – nie muszą koniecznie rozumieć.
Na każdym etapie życia miałem kilku przyjaciół. To, że czasami działali mi na nerwy nie umniejsza ich roli i tego co dla mnie zrobili. Niektórzy przemijali szybko, inni zostawali na dłużej. Jakoś to płynnie przechodziło, a ja nigdy nie zostałem sam.

Z niewiadomych mi powodów zawsze się komuś podobałem. Było mi z tym niezręcznie, choć jednocześnie chciałem uznania i chciałem się podobać. Do 17go roku życia nie umiałem związać się z nikim. W pierwszej klasie liceum nagle „zaatakowało mnie” 3 chłopaków. Nie rozumiałem co we mnie widzą. Jeden nawet mi się podobał, ale gdy tylko pomyślałem o bliższej relacji z nim – przeszło mi. W końcu przełamałem się i związałem się z najbardziej zakompleksionym, nieśmiałym, emo-niemęskim chłopakiem o skłonnościach samobójczych, jakiego na oczy widziałem.
Wtedy też postanowiłem być dobry w byciu dziewczyną. I od tamtej pory praktycznie już nigdy nie byłem sam.
Nie wiem jak to robiłem. Po zerwaniu z pierwszym chłopakiem szybko zainteresował się mną kolejny, zeszliśmy się kiedy się porządnie upiłem, po czym rozstaliśmy równie szybko. Niedługo potem był kolejny, podobał się wszystkim, a chciał być ze mną. Szybko zaczął działać mi na nerwy, a jego dotyk na mojej klacie był obrzydliwy. Szybki koniec z mojej strony, powolny i żałosny z jego. Nie chciałem już żadnych chłopaków, ale znalazł się Piotr – niemęski, wrażliwy, delikatny, z rozbitej rodziny, metro,  bardzo ładny i o świetnym ciele. Chodził za mną 3 miesiące i w końcu mnie zmiękczył. Związałem się z nim stwierdzając, że jeśli taki facet miałby mi nie odpowiadać, to chyba żaden mi już nie odpowie. Byliśmy w związku 4 lata, męczące dla mnie i masakrujące moją psychikę. Walczyłem o relację, której tak naprawdę nie chciałem. To znaczy… chciałem ją chcieć… cokolwiek.
Ofc, w międzyczasie uderzali do mnie faceci ze studiów. Początkowo mnie to bawiło i podnosiło moją samoocenę, ale potem stało się wkurwiające. Gardziłem każdym, który się mną zainteresował. Uważałem ich za frajerów, byłem dla nich okrutny, niemal sadystyczny, bo czerpałem z tego swego rodzaju ulgę… do tej pory nie wiem dokładnie dlaczego. W ten sposób straciłem jednego przyjaciela, od którego odsunąłem się w chwili gdy powiedział, że od roku jest we mnie zakochany.

Mój związek z Piotrem jednak się sypał. Wakacje, kolejni chłopacy chętni… już mnie to męczyło. Męczyło mnie to, że podobam się, ale nie umiem z tego skorzystać w żaden sposób.
W międzyczasie odnowiłem znajomość z An. Po zerwaniu tego czteroletniego związku bardzo szybko zacząłem sypiać właśnie z nim (dopiero po tym jak mu powiedziałem o swoim trans a on to zaakceptował).
I tak jakby na to wszystko spojrzeć… Miałem jakiegoś chłopaka praktycznie nieprzerwanie od 17go roku życia. Pierdolone 7 lat świadomości, że zawsze jakby co mam kogoś…

I nie wiem jak to robiłem. Moja przyjaciółka mówiła, że mam w sobie tą delikatność, którą kochają mężczyźni. An mówi, że w jakiś magiczny sposób, pomimo mojego egoizmu i arogancji, jestem niesamowicie sympatyczny i ludzie mnie lubią.

Zdążam z tym wszystkim do tego, że zupełnie nie jestem gotowy na to, co może przynieść za sobą zmiana płci. Wiele osób może się odsunąć. Pewnie jakoś to zniosę; znajomych można poznajdować innych. Ale co będzie gdy już z nikim nie osiągnę biskości, nie będę miał „tej jednej osoby dla siebie”. Gdy już na zawsze będę sam?
Właśnie. Nic nie wiem o samotności! Nawet jeśli te wszystkie osoby, które przewinęły się przez moje życie nie były wyjątkowe, nie kochałem ich w pełnym tego słowa znaczeniu, miałem ich tak sobie … to jednak zawsze był KTOŚ dla mnie. Ktoś komu na mnie zależało, kto dawał komfort mojej psychice.

Czy będę umiał przejść przez życie sam?
Nie zakładam, że tak musi być, ale chcę być gotów na każdą ewentualność.

Patrzyłem dziś w lustro i zastanawiałem się:
No i co? Zrobisz tą zmianę, ludzie będą widzieli cię tak jak tego chcesz, ale stracisz dobry wygląd i z nikim się już nie zwiążesz, nie będziesz uprawiać seksu (Bo to szok dla osoby, którą chwalono za wygląd i się za nią uganiano! To szok dla narcyza i hedonisty w jednym! Nie zmienię zdania!).
A po chwili myślę:
Człowieku! A czy w tej chwili się z kimś poważnie zwiążesz? Z kimś kto NIE będzie cię traktował jak faceta? Czy będziesz uprawiać normalny heteronormatywny seks? Tyle razy próbowałeś, tyle razy zobaczyłeś, że to nie działa i nadal chce ci się wierzyć, że to „kwestia poznania odpowiedniej osoby”? Hahahaha! Jaaasne…Nie bądź frajerem.

Więc tak czy inaczej wychodzi na to, że nie mam za bardzo w życiu szans na normalny związek. Zatem – nie tym powinienem się kierować podejmując decyzję o zmianie.

Chyba lepiej żebym zaczął oswajać się z tą całą ideą samotności, której nigdy dotąd nie zaznałem.