Mój drugi blog, tym razem nie-tematyczny, poprawność publicystyczną sobie odpuszczam ;P Jest to zwyczajny pamiętnik, więc piszę jak mi się podoba.

"I like living. I have sometimes been wildly, despairingly, acutely miserable, racked with sorrow, but through it all I still know quite certainly that just to be alive is a grand thing"
Agatha Christie

czwartek, 3 lutego 2011

Co ty wiesz o samotności?

Jak ja to robię…? Jak robię to, że nigdy nie jestem sam?

Nie wiem co to jest samotność. Nie mam pojęcia o tym co to znaczy być samemu, opuszczonym przez wszystkich. Kiedyś, w latach mojego niezbyt szczęśliwego dojrzewania zdawało mi się, że jestem samotny, bo nikt mnie nie rozumie, bo jestem jakiś inny i nigdzie nie umiem się odnaleźć. Ale gówno prawda – zawsze obok mnie byli życzliwi ludzie gotowi mnie wesprzeć. Musiało tylko do mnie dotrzeć, że ważniejsze jest to, że są – nie muszą koniecznie rozumieć.
Na każdym etapie życia miałem kilku przyjaciół. To, że czasami działali mi na nerwy nie umniejsza ich roli i tego co dla mnie zrobili. Niektórzy przemijali szybko, inni zostawali na dłużej. Jakoś to płynnie przechodziło, a ja nigdy nie zostałem sam.

Z niewiadomych mi powodów zawsze się komuś podobałem. Było mi z tym niezręcznie, choć jednocześnie chciałem uznania i chciałem się podobać. Do 17go roku życia nie umiałem związać się z nikim. W pierwszej klasie liceum nagle „zaatakowało mnie” 3 chłopaków. Nie rozumiałem co we mnie widzą. Jeden nawet mi się podobał, ale gdy tylko pomyślałem o bliższej relacji z nim – przeszło mi. W końcu przełamałem się i związałem się z najbardziej zakompleksionym, nieśmiałym, emo-niemęskim chłopakiem o skłonnościach samobójczych, jakiego na oczy widziałem.
Wtedy też postanowiłem być dobry w byciu dziewczyną. I od tamtej pory praktycznie już nigdy nie byłem sam.
Nie wiem jak to robiłem. Po zerwaniu z pierwszym chłopakiem szybko zainteresował się mną kolejny, zeszliśmy się kiedy się porządnie upiłem, po czym rozstaliśmy równie szybko. Niedługo potem był kolejny, podobał się wszystkim, a chciał być ze mną. Szybko zaczął działać mi na nerwy, a jego dotyk na mojej klacie był obrzydliwy. Szybki koniec z mojej strony, powolny i żałosny z jego. Nie chciałem już żadnych chłopaków, ale znalazł się Piotr – niemęski, wrażliwy, delikatny, z rozbitej rodziny, metro,  bardzo ładny i o świetnym ciele. Chodził za mną 3 miesiące i w końcu mnie zmiękczył. Związałem się z nim stwierdzając, że jeśli taki facet miałby mi nie odpowiadać, to chyba żaden mi już nie odpowie. Byliśmy w związku 4 lata, męczące dla mnie i masakrujące moją psychikę. Walczyłem o relację, której tak naprawdę nie chciałem. To znaczy… chciałem ją chcieć… cokolwiek.
Ofc, w międzyczasie uderzali do mnie faceci ze studiów. Początkowo mnie to bawiło i podnosiło moją samoocenę, ale potem stało się wkurwiające. Gardziłem każdym, który się mną zainteresował. Uważałem ich za frajerów, byłem dla nich okrutny, niemal sadystyczny, bo czerpałem z tego swego rodzaju ulgę… do tej pory nie wiem dokładnie dlaczego. W ten sposób straciłem jednego przyjaciela, od którego odsunąłem się w chwili gdy powiedział, że od roku jest we mnie zakochany.

Mój związek z Piotrem jednak się sypał. Wakacje, kolejni chłopacy chętni… już mnie to męczyło. Męczyło mnie to, że podobam się, ale nie umiem z tego skorzystać w żaden sposób.
W międzyczasie odnowiłem znajomość z An. Po zerwaniu tego czteroletniego związku bardzo szybko zacząłem sypiać właśnie z nim (dopiero po tym jak mu powiedziałem o swoim trans a on to zaakceptował).
I tak jakby na to wszystko spojrzeć… Miałem jakiegoś chłopaka praktycznie nieprzerwanie od 17go roku życia. Pierdolone 7 lat świadomości, że zawsze jakby co mam kogoś…

I nie wiem jak to robiłem. Moja przyjaciółka mówiła, że mam w sobie tą delikatność, którą kochają mężczyźni. An mówi, że w jakiś magiczny sposób, pomimo mojego egoizmu i arogancji, jestem niesamowicie sympatyczny i ludzie mnie lubią.

Zdążam z tym wszystkim do tego, że zupełnie nie jestem gotowy na to, co może przynieść za sobą zmiana płci. Wiele osób może się odsunąć. Pewnie jakoś to zniosę; znajomych można poznajdować innych. Ale co będzie gdy już z nikim nie osiągnę biskości, nie będę miał „tej jednej osoby dla siebie”. Gdy już na zawsze będę sam?
Właśnie. Nic nie wiem o samotności! Nawet jeśli te wszystkie osoby, które przewinęły się przez moje życie nie były wyjątkowe, nie kochałem ich w pełnym tego słowa znaczeniu, miałem ich tak sobie … to jednak zawsze był KTOŚ dla mnie. Ktoś komu na mnie zależało, kto dawał komfort mojej psychice.

Czy będę umiał przejść przez życie sam?
Nie zakładam, że tak musi być, ale chcę być gotów na każdą ewentualność.

Patrzyłem dziś w lustro i zastanawiałem się:
No i co? Zrobisz tą zmianę, ludzie będą widzieli cię tak jak tego chcesz, ale stracisz dobry wygląd i z nikim się już nie zwiążesz, nie będziesz uprawiać seksu (Bo to szok dla osoby, którą chwalono za wygląd i się za nią uganiano! To szok dla narcyza i hedonisty w jednym! Nie zmienię zdania!).
A po chwili myślę:
Człowieku! A czy w tej chwili się z kimś poważnie zwiążesz? Z kimś kto NIE będzie cię traktował jak faceta? Czy będziesz uprawiać normalny heteronormatywny seks? Tyle razy próbowałeś, tyle razy zobaczyłeś, że to nie działa i nadal chce ci się wierzyć, że to „kwestia poznania odpowiedniej osoby”? Hahahaha! Jaaasne…Nie bądź frajerem.

Więc tak czy inaczej wychodzi na to, że nie mam za bardzo w życiu szans na normalny związek. Zatem – nie tym powinienem się kierować podejmując decyzję o zmianie.

Chyba lepiej żebym zaczął oswajać się z tą całą ideą samotności, której nigdy dotąd nie zaznałem.

6 komentarzy:

  1. "pomimo mojego egoizmu i arogancji," - a może właśnie za to? Ja nie byłem nigdy egoistyczny i arogancki (no... tak myślę :P ), zawsze się starałem och i ach żeby tylko wszyscy byli zadowoleni i... ludzie mają to gdzieś, cenią bardziej tego człowieka, który właśnie jest twardy i pewny siebie.
    Czemu miałoby nikogo po zmianie przy Tobie nie być? Myślę, że tym bardziej ktoś będzie, jeśli będziesz z siebie zadowolony :) ale przygotować się na ewentualność - dobre.
    Ale co ja tam wiem, mój wygląd zmienił się na lepsze o nie wiem ile set procent :P a byłem brzydką dziewczyną na prawdę, a mówi się że z ładnej będzie ładny chłopiec zawsze więc nie masz się czym przejmować ;P
    Co do seksu... seks można sobie kupić, dla mnie to akurat najmniejszy problem :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ty jesteś pewny, że nie jesteś mną?
    Czytając Twój wpis zacząłem mieć objawy rozdwojenia jaźni.
    Ja %^%&%*! Czytam siebie a wiem, że tego nie napisałem. Jezu Cryste i wszystkie święte! Zwariowałem.

    Em.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem nie powinieneś myśleć, że nieważne którą opcję wybierzesz i tak będziesz sam. Otóż, opcja pozostania dziewczyną, jak sam piszesz, skazuje Cię z góry na nieudane związki, zaś opcja przejścia przez to wszystko tylko hipotetycznie może skończyć się tak samo. Nigdy nie mów nigdy ;)

    G.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ G.
    Masz rację, na pewno. Tylko tak ciężko o tym na co dzień pamiętać.

    @ Em.
    Hm... nie no... jestem prawie pewien, że to ja pisałem :D Albo to ja zwariowałem xD

    @ Wendigo
    Właśnie chyba coś w tym jest, że ludzie rzadko doceniają jak się tak bardzo starasz. Lepiej chyba "robić głównie dla siebie" i od czasu do czasu dla innych, to wtedy zwracają uwagę i nagle jest zachwyt.

    Ale w tym, że z brzydkiej dziewczyny jest fajny chłopak jest też wiele sensu. Jednak typ urody preferowany jest zupełnie różny u obu płci, więc nie dziwie się, że wygląd kaema mógł się poprawić.

    A z tym kupowaniem seksu rozwaliłeś mnie xD No tak, w zasadzie to dość proste, ale... jakby pomyśleć na poważnie, to nie wiem, mi to chyba by nie dało takiej satysfakcji jak seks zdobyty środkami naturalnymi :] Ale jak to się mówi "jak sie nie ma co się lubi to się lubi co się ma" :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Anton, byłam przez ponad rok dziewczyna kaema, więc w jakiś sposób Cię rozumiem. Jestem pewna, że znajdziesz odpowiednią osobę, która Cię pokocha takim jakim jesteś :)

    G.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z wypowiedzią powyżej. Dla osoby, która Cie naprawdę pokocha nie będzie się liczyła fizyczność, powierzchowność tylko to co masz w głowie, jakim jesteś człowiekiem.
    Bądź dobrej myśli. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń